Europa Universalis IV po dekadzie – król grand strategy czy relikt przeszłości?
Gdy Europa Universalis IV weszła na scenę w 2013 roku, Paradox zagrał na nosie konkurencji i z miejsca zgarnął koronę strategii historycznych. Ogromna mapa, setki nacji, wolność robienia bajzlu na świecie pod własną flagą – no czego tu nie kochać? Ale czas leci. Dziś mamy 2025, dziesiątki dodatków później, kilka wzlotów i parę bardzo głośnych upadków (cześć, Leviathan). Pytanie brzmi: czy to wciąż gra, do której warto wracać, czy raczej skamieniałość, którą odpala się tylko z sentymentu?
Ewolucja EU4 – od prostoty do molocha
Na premierę EU4 było jak elegancki kubek herbaty – trochę gorzkie, trochę gorące, ale dało się wypić bez poparzenia języka. A teraz? Teraz to jest kubeł latte z pięcioma syropami, mlekiem z owsa i brokatem.
Zaczynało się skromnie, z przyjemnym interfejsem i mechanikami, które miały sens. A potem Paradox wrzucał do gara kolejne składniki: estatesy, absolutyzm, governing capacity, reformy misji, a nawet rework najemników (bo najwyraźniej ktoś kiedyś stwierdził, że za dobrze się grało).
Część z tego wyszła super – nie przeczę. Ale momentami to wygląda jak historyczna strategia przebrana za arkusz Excela. Dla starych wyjadaczy – raj. Dla nowych – labirynt z pułapkami i wielkim napisem „czytasz tooltipy, czy umierasz?”.

Gra w 2025 roku – kolos na glinianych nogach?
Po dziesięciu latach EU4 to taki starszy wujek na weselu – niby jeszcze potrafi zatańczyć, ale każdy skok grozi zwichnięciem.
Na plus?
✔️ Fajne drzewka misji,
✔️ Macro builder do ogarniania prowincji jak księgowy z ADHD,
✔️ Lepsze AI (no, czasem),
✔️ I masa zawartości dla regionów, które kiedyś były tylko zieloną plamą na mapie.
Ale z drugiej strony:
❌ Crashe,
❌ bugi po patchach,
❌ i ten cyrk z DLC, który przypomina kupowanie gry w częściach jak mebli z IKEI – tylko bez instrukcji.
A jak chcesz mieć wszystko? Szykuj portfel albo bierz suba. Bo pełna wersja EU4 to wydatek jak za używanego Opla.

Konkurencja – Paradox kontra Paradox
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że największym rywalem EU4 są… jego młodsze rodzeństwa z tej samej stajni:
Victoria 3 ma elegancki UI i gospodarkę z prawdziwego zdarzenia, ale w środku czasem wieje pustką.
Hearts of Iron IV daje adrenalinę i turbo-wojenkę, ale to inny klimat.
Stellaris to space opera z budżetem i fantazją – i nieraz testuje systemy, które potem (nie zawsze z sukcesem) trafiają do EU4.
EU4 nadal jednak trzyma asa – klimat historii, klarowną strukturę i ten moment, gdy z małego księstwa w Alpach robisz imperium, które dyktuje Europie modę i podatki.
Społeczność, mody i multiplayer
Jeśli EU4 jeszcze żyje, to dzięki ludziom, którzy tę grę kochają… i nie pozwolą jej umrzeć.
MEIOU and Taxes – symulator średniowiecznego biurokraty,
Extended Timeline – jak chcesz grać od upadku Rzymu po marsjańską kolonię,
Voltaire’s Nightmare – gra dla tych, co lubią cierpieć.
Multiplayer działa… o ile wszyscy mają te same DLC, wersję, klimat i pochodzenie duchowe. Scena streamerska przygasła, ale jak ktoś siądzie do EU4 na Twitchu, to zawsze znajdzie widzów, którzy zostaną na długie godziny.

Czy warto zagrać w EU4 w 2025 roku?
Krótko: tak. Ale…
Dla początkujących – najlepiej subskrypcja + dobra seria tutoriali. Inaczej można się odbić jak od ściany w Wiedniu w 1683.
Dla weteranów – gra wciąż potrafi wessać jak czarna dziura. Ale trudno nie czuć, że engine trzeszczy, a fundamenty przypominają zamki z piasku.
EU5? Halo, Paradox? Tak wiem nadchodzi… Nie mogę się doczekać!
Podsumowanie
Europa Universalis IV to gra-tytan – wielka, złożona, trochę przestarzała, ale nadal robiąca wrażenie. Ma swoje wady, irytuje, czasem wręcz obraża gracza, ale jak już Cię wciągnie – to nie ma odwrotu.
Czy warta poznania? Zdecydowanie.
Czy najlepsza? No… coraz trudniej jej bronić korony.
Ale dopóki nie pojawi się godny następca, EU4 to wciąż ten jeden wielki władca mapy, który rozdaje karty w świecie strategii. Może stary, może zgarbiony, ale nadal wie, jak się gra w dyplomację i wojenkę.